Choć nie wszyscy o
tym wiedzą, Wrocław od zawsze wyróżnia się znakomitą i
dynamiczną sceną muzyczną. Miłośnicy ciężkiego grania znajdą
wśród wrocławskich zespołów rockowych i metalowych prawdziwe
legendy, które przecierały szlaki na polskim, a czasem może nawet
i światowym, gruncie.
Historia
wrocławskiej sceny rockowej zaczyna się pod koniec lat 60. od
kultowego psychodelicznego zespołu Romuald i Roman. Podobnie jak
inne polskie zespoły rockowe tego czasu, choć cenzurowali swoje
nagrania na płytach i ograniczali się tam do neutralnej tematyki,
na koncertach grali covery kapitalistycznych (a więc
demoralizujących) zespołów zachodnich, takich jak Led Zeppelin.
Romuald i Roman
stali się inspiracją dla następnego pokolenia wrocławskich
muzyków rockowych, które pod koniec lat 70. zafascynował punk
rock. W 1977 roku Waldemar „Ace” Mleczko założył Poerocks,
rozpoczynając punkową rewolucję na południu Polski. W krótkim
czasie powstało wiele innych punkowych kapel, takich jak m.in. Sedes
i Zwłoki, jednak moda na szybkie i krzykliwe granie dość szybko
przeminęła, a młodzi muzycy zaczęli tworzyć bardziej ambitne
zespoły. Do najbardziej znanych wrocławskich zespołów rockowych
tamtych czasów należą rockowe zespoły CDN, Porter Band,
bluesrockowe Easy Rider i Solid Body czy nowofalowe Klaus Mitffoch i
Jan Kowalski.
Problemy, z jakimi
borykały się ówczesne zespoły wrocławskie, były ogromne, ale
zapał do grania jeszcze większy. Zdobycie dobrych instrumentów
wymagało wielkiej przebiegłości i samozaparcia. Nauka gry odbywała
się poprzez terminowanie w słynnym Jazz Klubie Rura, który był
wówczas centrum muzyki zarówno jazzowej, jak i rockowej.
Paradoksalnie, najmniejsze problemy były wówczas z promocją
zespołów. Po pierwsze, było ich wtedy dużo mniej, a
zainteresowanie koncertami dużo większe. Po drugie, zespoły nie
atakujące otwarcie systemu komunistycznego mogły grać bez
większych trudności, a dzięki festiwalom muzycznym i
zainteresowaniu ze strony stacji radiowych, wielu z nich udało się
wypromować. Oprócz Jarocina były organizowane dni rockowe - tzw.
rockowiska, na różnych innych festiwalach, np. w Opolu czy w
Sopocie.
Najważniejszym
impulsem dla narodzin sceny metalowej we Wrocławiu okazały się dwa
koncerty Iron Maiden w Hali Ludowej (obecnej Hali Stulecia) w 1984 i
1987 roku. Właśnie od połowy lat 80. zaczęły we Wrocławiu
powstawać zespoły metalowe. Zespół hardrockowy Vincent van Gogh w
1986 roku rozpadł się, a na jego gruzach powstał Vincent, który grał już w stylu glam metalowym. Zespół stał się szybko jednym z najbardziej
rozpoznawalnych wrocławskich zespołów metalowych, ale na swoją
pierwszą płytę, której towarzyszyła kolejna zmiana stylu gry,
musiał czekać kolejne sześć lat.
Inną słynną
wrocławską formacją był, założony przez Ivara, znanego
wrocławskiego muzyka i animatora sceny muzycznej, speedmetalowy
zespół Test Fobii. Zespół w 1985 roku zajął pierwsze miejsce na
festiwalu w Jarocinie, ale już w 1988 roku został rozwiązany. W
tym samym roku część muzyków z tej kapeli wydała kasetę demo
„Thrash Demo Live!” jako zespół thrashmetalowy Test Fobii -
Kreon. Jako Kreon zyskali również duże uznanie wśród polskich
fanów agresywnego grania.
Mniej medialnymi,
choć nie mniej legendarnymi, wrocławskimi zespołami metalowymi
tamtych czasów były speedmetalowy zespół Open Fire założony w
1985 roku oraz, powstały w 1987 roku, deathmetalowy zespół Magnus.
Magnus wydali w 1989 roku doceniany dziś na całym świecie album
„Scarlet Slaughterer”. Kaseta ta, być może ze względu na
wyjątkowo agresywne brzmienie, miała problemy z komunistyczną
cenzurą.
Fani muzyki
metalowej w latach 80. byli zdecydowanie bardziej radykalni, niż
później, podobnie zresztą, jak i członkowie innych subkultur,
takich jak punkowcy czy depeszowcy. Nie było opcji, żeby
zorganizować wspólny koncert punkowo-metalowy, bo by się pobili ze
sobą. Wrogami mogli się okazać nawet członkowie własnej
subkultury. Jeszcze w pierwszej połowie lat 90. były wśród
metalowców grupki, które praktykowały „krojenie”, czyli
okradanie innych fanów metalu z części ich, z trudem
skompletowanej, garderoby albo z biletów na koncerty.
W PRLu zespoły
rockowe i metalowe miały znacznie mniej możliwości grania
koncertów, niż obecnie. Od 1956 roku w Pałacu Schaffgotschów we
Wrocławiu przy ul. Kościuszki 34 funkcjonował klub studencki
„Pałacyk”, który stał się z czasem kultowym miejscem. Można
tam było poznawać muzykę rockową na cotygodniowych giełdach
płytowych i oglądać koncerty na żywo. Koncerty były organizowane
w domach kultury, takich jak Impart na Mazowieckiej, a od czasu do
czasu też na Wzgórzu Partyzantów. Na początku lat 90. Mirek
Madej, wcześniej gitarzysta Vincenta, organizował pierwsze koncerty
na Wyspie Słodowej.
Gdy w 1992 roku
zamknięto Jazz Klub Rura i ogłoszono, że budynek na Łaziennej, w
którym się on mieścił, będzie wyburzony, Ace i Mały z Vincenta
założyli kultowy klub Rocker, korzystając z pojawiającej się
możliwości wynajęcia piwnic w budynku Polskiego Związku Głuchych.
Nie byli to jedyni fani Rury, którzy otworzyli klub muzyczny, by
załatać dziurę po kultowym miejscu. Jak opowiada Ace, w ten sposób
powstały m.in. klub Rekwizyty i Samo Życie, założony przez Adama
Langa.
Pierwsze lata po
upadku komuny to też czas partyzantki dla nowopowstających wytwórni
płytowych. Silverton to było dwóch facetów, którzy, zanim wydali
wiele albumów Kata, debiut Vincenta, a także wrocławską
punkrockową formację Sedes, kopiowali hurtowe ilości kaset z disco
polo, bo na tym się najlepiej zarabiało.
Pod koniec lat 80. i
na początku lat 90. funkcję „Pałacyku” dla subkultury
metalowej pełnił sklep muzyczny w tzw. plastrach miodu, dziś już
nieisteniejących blaszanych sześciokątnych budkach na ulicy
Swobodnej. Sklepik spowodował, że te okolice stały się miejscem
spotkań metalowej nastoletniej młodzieży. Będąc pod wielkim
wrażeniem starszych wiekiem metali z kapel takich, jak Kreon czy
Open Fire, nazwali to pokolenie Starą Gwardią, a siebie - żeby się
podbudować - Średnią Gwardią. Określenie Stara Gwardia do dziś
funkcjonuje wśród części wrocławskich metali.
Współcześnie
subkultura punk przetrwała raczej tylko w sercach dawnych
załogantów, którzy zresztą wyprodukowali w 2012 roku filmowy
dokument „Za to, że żyjemy, czyli punk z Wrocka”. Wyrosła na
jej gruncie subkultura hardcorowa jest, wg obserwacji Piotra
Nowickiego, właściciela klubu Ciemna Strona Miasta, zwartą,
parudziesięcioosobową grupą ludzi w podobnym wieku. Jak chodzi o
subkulturę metalową, jej liczebność jest znacznie większa i
trudna do oszacowania, i jest zdecydowanie wielopokoleniowa. Z tych i
wielu innych powodów, mimo wyraźnego rysu subkulturowego, metale są
dzisiaj we Wrocławiu generalnie dość słabo zintegrowani.
Wśród
współczesnych wrocławskich zespołów metalowych możnaby wymienić
m.in. takie kapele, jak Lost Soul, Sixpounder, Wölfrider,
Crimson Valley, Esquarial, GMOCH, Sytris, InDespair, o.d.r.a. czy
Black Smoke. Spośród wrocławskich zespołów rockowych najlepiej
wypromowane obecnie są Trzynasta w Samo Południe, Katedra i Wolf &
The Motherfuckers.
Dla
zainteresowanych:
o punkach we
Wrocławiu:
o najstarszych
wrocławskich zespołach metalowych:
Seria filmów
dokumentalnych (jest też odcinek o metalu):
Gnoiński, Leszek, i
Wojciech Słota. 2008. Historia polskiego rocka. Discovery
Historia.
Ciekawe książki w
tym temacie:
Idzikowska-Czubaj,
Anna. 2011. „Rock w PRL-u. O paradoksach współistnienia”.
Wydawnictwo Poznańskie.
Lis, Wojciech, i
Tomasz Godlewski. 2012. Jaskinia hałasu. Poznań: KAGRA.
Lizut, Mikołaj.
2003. Punk Rock Later. Wydawnictwo Sic!
Brak komentarzy: